Treść zadania

Endzi2010

Napisz opowiadanie na temat NAJSZCZĘŚLIWSZY DZIEŃ W MOIM ŻYCIU ( opowiadanie nie musi byc zgodne z prawdą)

Wypracowanie musi zająć minimum pół strony formatu A4. Autor edytował treść zadania 8.9.2010 (16:45), dodano np. o wyjeździe nad morze a nie o in vitro Autor edytował treść zadania 8.9.2010 (16:53), dodano lub o zakupie psa , który wabi się Baksio

Zgłoś nadużycie

Komentarze do zadania

  • dzia za trudy ale te in vitro to dla 6 klasistki to troche nie ten teges

Zadanie jest zamknięte. Autor zadania wybrał już najlepsze rozwiązanie lub straciło ono ważność.

Najlepsze rozwiązanie

  • 0 0

    Zawsze pragnęłam mieć jakieś zwierzątko, obojętnie jakie : rybki, chomika , kota czy psa. Bardzo chciałam być za nie odpowiedzialna , opiekować się nim i pielęgnować.
    Niestety , na moje nieśmiałe prośby o zwierzaczka rodzice reagowali stanowczym : NIE !
    Początkowo próbowałam dowiedzieć się dlaczego nie chcą się zgodzić bym miała swoje zwierzątko. Jednak rodzice ucinali te dyskusje i nie odpowiadali mi konkretnie. W efekcie przestałam pytać, ale w głębi serca nosiłam marzenie o własnym psiaku. Nie musiał być rasowy , ani po championach bo nie zamierzałam męczyć psa wystawami .
    Wystarczy żeby był, żeby by do kochania, przytulania i głaskania !
    Jednak nie zanosiło się na to, że moje marzenie się spełni. Jakoś sobie z tym radziłam - do pewnego czasu. A dokładnie do urodzin mojej przyjaciółki Julki. Na jej urodzinach było świetnie - wszyscy się bawiliśmy w ogrodzie. Tata Julki zrobił nam ognisko i piekliśmy kiełbaski. Śpiewaliśmy różne piosenki i graliśmy w wiele gier.
    Gdy zabawa dobiegała już końca tata Julki zawiązał jej oczy i poprosił by przeszła 15 kroków przed siebie, a tam czeka na nią niespodzianka. I czekała- szczeniak labradora w koszyku wiklinowym.
    Julka oszalała z radości a ja poczułam, że zaraz coś we mnie pęknie. Po cichutku zebrałam swoje rzeczy i poszłam do domu. Po drodze zdążyłam się rozpłakać i nie potrafiłam się uspokoić.
    Gdy weszłam zapłakana do domu , rodzice przerazili się, że stało mi się coś złego. Uspokoiłam ich ,że nie i poszłam do swojego pokoju.
    Następne dni nie przyniosły mi poprawy humoru - jak miały przynieść , skoro Jula wszędzie chodziła ze swoim psiakiem. Już mnie tak nie cieszyło jej towarzystwo. Stałam się smutna i osowiała.
    Rodzice próbowali mnie rozweselić - kino, Mc Donads, basen ...
    Skutek był żaden - nic mnie nie bawiło, nie miałam chęci do nauki, nie chciałam wychodzić z domu by nie spotkać Julki z psem...
    Tak minęło kilka kolejnych dni - szarych i bez sensu.
    Wszystko zmieniło się piątkowy wieczór. Siedziałam na tapczanie i udawałam , że czytam książkę.
    Nagle zadzwonił dzwonek u drzwi.
    - To do ciebie - zawołała mama
    Powlokłam się do przedpokoju a tam stało duże kartonowe pudło.
    -Co to za żarty ? - spytałam mamę
    -Nie wiem , zobacz sama..
    Otworzyłam pudło i skamieniałam ze szczęścia ! W kartonie był szczeniak !!!! Żaden labrador czy jamnik - kudłaty i puchaty zwykły kundelek, ale najpiękniejszy na świecie !!!!
    - To dla mnie ? - nie umiałam uwierzyć w swoje szczęście
    -Tak , to twój psiak, dbaj o niego - powiedziała mama i wyjęła z pudełka puchatą kulkę.
    - Nazwę go Baksio !!! - wykrzyknęłam radośnie i zabrałam z mamy rąk szczeniaczka
    Od tamtego wieczoru minął rok. Baksio wyrósł na mądrego psa i każda spędzona z nim chwila to nieustające źródełko radości.
    Jeśli ktoś zapytałby mnie jaki był najszczęśliwszy dzień w moim życiu - bez wahania odpowiedziałabym :
    Najszczęśliwszym dniem w moim życiu był ten dzień, w którym dostałam Baksia.

Rozwiązania

  • justynka1

    To miał być najszczęśliwszy dzień w moim życiu! Ósme urodziny. W końcu dostałem mój wymarzony telefon komórkowy. Już prawie każdy w klasie go ma, nawet Wojtek, który nigdy nic nie umie. Dopiero teraz mogłem się poczuć jak prawdziwy członek klasy. Szczęśliwy poszedłem do szkoły o dużo za wcześnie, żeby spokojnie pochwalić się wszystkim moim nowym nabytkiem. Niestety reakcja nie była taka, jakiej oczekiwałem. Łukasz powiedział, że mój model jest przestarzały i że on wolałby nie mieć wcale telefonu niż taki jak mój. Po chwili jednak dodał, że nie powinienem się tym przejmować, ponieważ dzieci zapłodnione in vitro takie jak ja tak już mają, że nie znają się na technice i postępie. - Dzieci zapłodnione in vitro?! Co to znaczy? – pomyślałem. - I co to ma wspólnego z modelem mojego telefonu? – chciałem go o to zapytać, ale niestety zaczęła się już lekcja.
    Wciąż się nad tym zastanawiałem, nie mogłem się skupić na niczym innym. Musiałem to wiedzieć. Postanowiłem zapytać Panią wychowawczynię. Kiedy to zrobiłem nie wiedzieć czemu, zrobiła się bardzo, bardzo czerwona. - Co ty sobie wyobrażasz?! Nie dość, że nie uważasz na lekcji to jeszcze drwisz sobie ze mnie?! – wykrzyknęła. Zrobiło mi się bardzo przykro. Nie rozumiałem, dlaczego wychowawczyni tak zareagowała. Do końca lekcji siedziałem spokojnie i nic się już nie odzywałem. Później próbowałem złapać jeszcze Łukasza, żeby mi coś opowiedział o tym zapłodnieniu, ale szybko zniknął mi z oczu i zostałem sam ze swoim problemem.
    Nagle wpadł mi do głowy genialny pomysł. Skoro jestem już na tyle dorosły, że mama pozwala mi samemu wracać do domu, to może przedłużę sobie trochę drogę powrotną i popytam ludzi na ulicy czy coś wiedzą na ten temat. Niestety zadanie okazało się niewykonalne. Każdy się gdzieś spieszył i nie chciał mi poświęcić nawet krótkiej chwili. Większość nie pozwoliła mi nawet zadać pytania. Patrzyli na mnie odpychającym wzrokiem. – Nie mam czasu chłopcze. Idź do domu nie włócz się po ulicach. – odpowiadali.
    Jedna starsza pani, kiedy do niej podszedłem zaczęła wymachiwać parasolką i krzyczeć:
    – Złodziej! Złodziej!. Poczułem się bardzo smutny i samotny. – Dziwne prawda? Czuć się samotnym w mieście, w którym są tłumy ludzi. Iść obok nich, mijać, a nie być z nimi. To prawda. Każdy zajmuje się swoimi sprawami i nie zwraca uwagi na innych ludzi. Liczy się tylko ich własny świat. Tylko jeden człowiek poświęcił mi trochę więcej uwagi. Bezdomny. Co prawda nie wiedział, co to jest zapłodnienie in vitro, ale był dla mnie bardzo miły i chętnie ze mną rozmawiał. - Jest mi przykro, ze nie ma Pan gdzie mieszkać i pracować. - powiedziałem na koniec. - Niepotrzebnie jest ci przykro, jestem zadowolony z takiego życia, bo jestem Panem własnego losu i czasu. – odpowiedział. Może rzeczywiście ma racje. Wygląda na szczęśliwego w przeciwieństwie do tych smutnych i zabieganych ludzi, których spotkałem na ulicy.
    Było już późno i musiałem wracać do domu. W przedpokoju spotkałem mamę. Chciałem ją zapytać, ale była bardzo zajęta pracą. Co robi moja mama? Pracuje w domu, ale nie, nie jest gospodynią domową. Jest konsultantką czy czymś w tym rodzaju. Cały czas rozmawia przez telefon albo odpisuje na listy w Internecie. Czasem zazdroszczę tym ludziom, którzy do niej dzwonią, przynajmniej mogą z nią porozmawiać.
    Postanowiłem, że może w Internecie znajdę odpowiedź. Załączyłem komputer. Wpisałem zapłodnienie in viitro i znalazłem: jest to zapłodnienie, które polega na tym, że jajeczka matki chirurgicznie usunięte z jej organizmu i połączone z nasieniem ojca są umieszczone z powrotem w macicy matki. Jak to przeczytałem byłem wstrząśnięty! Przecież mama mi mówiła, że jak byłem bardzo malutki to nosiła mnie w brzuszku i tam rosłem, a jak byłem już duży i silny to mnie urodziła, a tu się okazuje, że się rozwijałem w jakiejś macicy.
    Pobiegłem szybko do niej. Trudno praca będzie musiała poczekać. Na początku protestowała, ale kiedy powiedziałem jej, że znam już całą prawdę, że zostałem zapłodniony in vitro, a później umieszczony w macicy, mama pobladła, zostawiła swoją pracę i zgodziła się ze mną porozmawiać. Zapytała skąd mi to przyszło do głowy? Wytłumaczyła, co to jest zapłodnienie in vitro i dlaczego się go stosuje. Kiedy kobieta bardzo pragnie mieć dzieci a nie może ich mieć to dzięki takiemu zapłodnieniu ma na to szansę, a dzieci takich matek są takie same jak inne. Mama powiedziała też, że ona nie musiała mieć takiego zapłodnienia i obiecała częściej ze mną rozmawiać.
    Był wieczór. Leżałem na łóżku i rozmyślałem o tym, co mi się dzisiaj przytrafiło. Zastanawiałem się ile jeszcze muszę się dowiedzieć by nie dać się zwieść takim osobom jak Łukasz i czy kiedy dorosnę i będę wszystko wiedział to czy będę taki jak ci ludzie, których mijałem na ulicy? Mam nadzieję, że nie.

0 odpowiada - 0 ogląda - 2 rozwiązań

Dodaj zadanie

Zobacz więcej opcji