Zadanie jest zamknięte. Autor zadania wybrał już najlepsze rozwiązanie lub straciło ono ważność.
Najlepsze rozwiązanie
Rozwiązania
-
Konto usunięte, 29.8.2010 (21:35)
Jest kilka legend związanych z zabieraniem przez morze kolejnych części kościoła.
Opisuję dwie:
W Trzęsaczu mieszkał rybak Kaźko, pałający ogromna miłością do pewnej Ewki. Niestety, Kaźko zginął w walce z Brandenburczykami, a wtedy jego ukochana umarła z żalu. Dziewczynę pochowano przy kościele. Od tej pory Kaźko, skryty w falach Bałtyku, próbuje do niej dotrzeć. Kochankowie mają połączyć się na wieki, gdy ostatni fragment kościoła runie do morza.
Druga legenda mówi z kolei o córce króla mórz, którą przed wiekami rybacy wyłowili z morskiej głębi. Dziewczyna z nieszczęścia zmarła w niewoli i została pochowana na przykościelnym cmentarzyku. Jej zrozpaczony ojciec, władca mórz, postanowił odzyskać dziecko i rok po roku wydzierał kolejne pasy lądu, by dotrzeć do kościoła i zabrać grób ukochanej córki na dno Bałtyku.Dodawanie komentarzy zablokowane - Zgłoś nadużycie
-
sonar 5.9.2010 (21:01)
Jest kilka legend o Trzęsaczu a dokładnie o ruinach kościoła, które tam się znajdują.
Kościół ten wybudowano na przełomie XIV i XV wieku. Wtedy odległość od morza wynosiła około 2 km.
Obecnie zachowała się tylko dawna południowa ściana kościoła.
1. W Trzęsaczu mieszkała para młodych, zakochanych ludzi - Ewa i Kaźko. Kochali się bardzo i mieli się pobrać. Ich szczęściu przeszkodziła wojna z Brandenburgią. Chłopak został zaciągnięty do wojska i niestety, zginał podczas bitwy na morzu. Rozżalona dziewczyna płakała i tęskniła, n ie potrafiła żyć bez ukochanego. Z żalu i smutku umarła. Pochowano ją na cmentarzyku przy kościele w Trzęsaczu.
Jednak miłość młodych była tak szczera i wielka, że nawet po śmierci chcą się ze sobą połączyć. Chłopak próbuje dotrzeć do swojej ukochanej . Legenda mówi, że gdy runie ostatnia ściana kościoła , zakochani znowu będą razem.
2. Pewnego razu rybak złowił w Bałtyku piękną córkę króla morza. Prosiła go i błagała by ją wypuścił - on jednak zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia i nie wyobrażał sobie życia bez niej. Zabrał ją do swojego domu i mimo jej sprzeciwu pojął ją za żonę. Niestety, jego szczęście trwało krótko. Młoda żona tęskniła za tonią Bałtyku i wkrótce z żalu umarła. Została pochowana przy kościele w Trzęsaczu. Jednak władca Bałtyku nie zapomniał o swojej córce. Co roku wiosną wysyłał wielkie fale by wdzierały się jak najdalej w ląd i porwały w morze trumnę z ciałem jego córki. Prawdopodobnie ciało córki znajduje się za południowa ściną dawnego kościoła - gdy ona runie, król Bałtyku odzyska córkę
3. Jest też legenda, że przed czasami chrześcijańskimi ziemia wokół Trzęsacza należała do władcy burz i piorunów -Thora. Gdy ludzie przyjęli chrześcijaństwo - nie zapomniał o swoich włościach i zaczął się mścić na mieszkańcach Trzęsacza . Jego zemsta polegała na corocznych wiosennych burzach , ulewach, sztormach i wichrach. I tak jest aż do dnia dzisiejszego.Dodawanie komentarzy zablokowane - Zgłoś nadużycie
0 odpowiada - 0 ogląda - 3 rozwiązań
4 1
nika77 30.8.2010 (10:54)
Kościół w Trzęsaczu
Kiedy te tereny byly nawracane na wiarę chrześcijanską, osiadlił się w Trzęsaczu pewien mnich. Nie lubiano go w okolicy, bowiem panoszył się strasznie, byl okrutny dla ludzi i nawracał silą raczej niż dobrym słowem. Kiedyś wypłynął w morze, wzorem okolicznych rybakow, zastawił sieci (musiał się sam utrzymywać, bowiem ludzie od niego stronili). W sieć złapala mu się panna wodna, córka Neptuna. Błagała, by ją puścił
wolno. On jednak postanowił ją nawrócić, miał nadzieje na wielką nagrodę od biskupa. Zamknął Panane Wodna w szopie. Kiedy ludzie usłyszeli jej rozpaczliwe wołanie o pomoc i płacz szczery, prosili mnicha, by wypuścił panne, jako że były to czasy, w których ludzie dobrze żyli z Neptunem, ten zas im pomogała w połowach. Okrutny mnich nie zgodził się i postawił nawet swoich uzbrojonych pachołków na straży szopy. Po jakims czasie płacz i wołanie o pomoc ustały, kiedy mnich zagladnął do szopy, okazało sie, że Panna Wodna dosłownie uschła. Zmarła w szopie z braku wody. Ludzie wypłyneli na morze i opowiedzieli Neptunowi o nieszczęściu. Ten rozszalał się w rozpaczy ojca. Rozkazał żywiołom, by porwały mnicha - stało sie to w momencie, gdy ten stał w kościele i podziwial jego nowy wystrój. Runęła ściana do wody wraz z okrutnym i bezmyślnym mnichem. Neptun do dzisiaj nie może uspokoić swej ojcowskiej rozpaczy... Kościół w Trzesaczu jest przeklęty
W Trzęsaczu mieszkał rybak Kaźko, pałający ogromna miłością do pewnej Ewki. Niestety, Kaźko zginął w walce z Brandenburczykami, a wtedy jego ukochana umarła z żalu. Dziewczynę pochowano przy kościele. Od tej pory Kaźko, skryty w falach Bałtyku, próbuje do niej dotrzeć. Kochankowie mają połączyć się na wieki, gdy ostatni fragment kościoła runie do morza.
Druga legenda mówi z kolei o córce króla mórz, którą przed wiekami rybacy wyłowili z morskiej głębi. Dziewczyna z nieszczęścia zmarła w niewoli i została pochowana na przykościelnym cmentarzyku. Jej zrozpaczony ojciec, władca mórz, postanowił odzyskać dziecko i rok po roku wydzierał kolejne pasy lądu, by dotrzeć do kościoła i zabrać grób ukochanej córki na dno Bałtyku.
Historia kościoła w Trzęsaczu nie jest legendą szczecińską, jednak legendą zachodniopomorską zdecydowanie. W związku z tym, że czujemy się wszyscy związani nie tylko ze Szczecinem, ale generalnie z Pomorzem Zachodnim, to i ta legenda zostanie tu przedstawiona.
Kościół, którego pozostałością jest ceglana ściana stojąca na urwisku szarpanym przez fale Bałtyku, był trzecim z kolei który powstał w Trzęsaczu. Pierwszy drewniany zbudowano w XII wieku, drugi murowany w 1270 roku, lecz uległ zniszczeniu. Kościół, którego dotyczy nasza legenda został wzniesiony w 1401 roku w odległości dwóch kilometrów od brzegu morza. Jak doszło do tego, że morze dotarło pod samą świątynię i zabrało ją cegła po cegle? O tym właśnie jest ta historia...
A było to za czasów kiedy ziemie te zamieszkiwane były wciąż przez ludy pogańskie wielbiące swych bogów. Mieszkańcy wybrzeża trudnili się połowem ryb i rolnictwem. Upraszając sobie łaskę u władcy wód - Pluskona - wracali z połowów z pełnymi sieciami dorodnych ryb, które zapewniały byt całym rodzinom. Ryby nie były oczywiście jedynymi stworzeniami zamieszkującymi Bałtyk. W błękitnej toni żyły piękne syreny, które zamiast nóg miały rybi ogon pokryty srebrzystymi łuskami. Ludzie nazywali je Zielenicami. Czasem wypływały na powierzchnię i dało się wtedy słyszeć ich piękny śpiew. Mieszkańcy wioski traktowali syreny ze szczególnym szacunkiem i podziwem. Nie raz zdarzało się, że Zielenica zaplątała się w sieci rybackie. Wtedy rybacy ostrożnie uwalniali syrenę i pozwalali jej odpłynąć.
Kiedy na Pomorze dotarła chrystianizacja w okolicy zaczęły powstawać kościoły. Również w wiosce o której mowa zbudowano świątnię. Mieszkańcy byli nawracani na nową wiarę, a autorytet nowych władz religijnych rósł w siłę wraz z upływem lat. Księża kościelni stwierdzili, że Zielenice tak jak i reszta mieszkańców Pomorza nie powinny być pogankami, dlatego wydali polecenie aby każdą zaplątaną w sieci syrenę natychmiast przynosić do kościoła.
Zdarzyło się więc pewnego razu, iż piękna panna z srebrzystym ogonem wpadła w sieci rybackie. Rybacy nie chcieli jej robić krzywdy jednak przestrzegali poleceń kapłanów i dlatego wyłowili Zielenicę na łódź i zawieźli ją na brzeg, a następnie zanieśli do kościoła. Nie pomogły płacz i błagania pięknej syreny by wrzucili ją z powrotem do morza. W kościele ksiądz z miejsca przystąpił do nawracania i nauczania nowej wiary, po czym ochrzcił syrenę. Zielenica jednak jako stworzenie morskie nie potrafiła żyć na lądzie i z godziny na godzinę opadała z sił. Nie wzruszyło to jednak kapłana i syrena została zamknięta na noc w kościele. Przejęci całym zdarzeniem mieszkańcy wioski wyruszyli po zmierzchu do kościoła i siekierami rozbili drzwi kościoła, było jednak już za późno. Z tęsknoty za morzem Zielenica zmarła.
Gdy mieszkańcy chcieli wrzucić jej ciało z powrotem do morza, gdyż uważali iż nie należy ono do nich, ksiądz zdecydowanie zaoponował i postanowił pochować ją na przykościelnym cmentarzu jak każdego innego chrześcijanina. Tak też się stało. Gdy o całym zdarzeniu dowiedział się władca mórz - Pluskon - rozkazał Bałtykowi i jego falom tak długo bić o brzeg i zabierać go po trochu aż do momentu odzyskania ciała Zielenicy. I tak przez lata Bałtyk zabierał ląd kawałek po kawałku, przesuwając brzeg coraz bliżej kościoła aż pochłonął i sam kościół. Drżąca od fal ziemia dała nazwę wiosce - Trzęsacz. Ciało Zielenicy zostało odzyskane, jednak Zielenice zamilkły na zawsze i ich śpiewu nikt już nie słyszał, a gniew Bałtyku nie minął i do dziś podmywa ruiny kościoła aż do całkowitego zniszczenia nieszczęsnej pamiątki.
Dodawanie komentarzy zablokowane - Zgłoś nadużycie