Treść zadania
Autor: Gwiazdeczka008 Dodano: 23.10.2011 (09:47)
JĘZYK POLSKI! Dam naj!!! Bardzo proszę o pomoc. Dziękuję serdecznie :)
Ludzie bezdomni S. Żeromski
Pejzaż nędzy
1. Rozmowa się urwała. Judym patrzał spod oka na skrawek asfaltu zabłąkany w tym miejscu
i leżący tam wśród brył kamiennych jak gdyby wskutek czyjegoś roztargnienia, na drzewko
wyrastające wprost z asfaltowej skorupy. W sąsiedztwie pniaka leżała krata ścieku podtrzymująca
przeróżne odpadki. Słońce dogrzewało. W cieniu wysokiego muru fabryki bawiło się stado dzieci.
Jedne z nich były mizerne tak bardzo, że dawała się widzieć w tych przeźroczystych twarzach sieć
żył błękitnych; inne opaliły na słońcu nie tylko swe buziaki, ręce i szyje, ale także skórę kolan
wyłażących obszernymi dziurami. Pośród wierzgającej gromady pełzało jakieś małe, rachityczne,
ze sromotnie krzywymi nogami i ze śladami ospy na gołych, mizernych gnatach. Cała ta banda
sprawiała wrażenie śmieci z podwórza czy zeschłych liści, które wiatr miota z miejsca na miejsce.
Rej wodził między całą hałasującą czeredą chłopak ośmioletni, wysmukły, bez czapki, ubrany
w ojcowskie ineksprymable i matczyne trzewiki. Kawaler ten darł się wniebogłosy, do czego
uprawomocniała go komenda nad resztą w prowadzeniu jakiejś batalii. (…)
Te dzieci biegające w ciasnym zaułku, ogrodzonym przez nagie i niezmierne mury, przypominały,
nie wiadomo czemu, stado wiewiórek zamkniętych w klatce. Gwałtowne ich ruchy, nieustanne
skoki domagały się szerokiego placu, drzew, trawy, wody... (…)
2. Wraz z tym spojrzeniem - przyszli mu na myśl krewni. Czuł konieczność odwiedzenia ich nie
tylko z obowiązku, ale także dla samego widoku swoich twarzy. Wyszedł z hotelu i posuwając się
noga za nogą zginął w tłumie, który przepływał chodnikiem ulicy Marszałkowskiej. Cieszyły go
bruki drewniane, rozrost drzewek, które już pewien cień rzucały, nowe domy powstałe na miejscu
dawnych ruder.
Minąwszy ogród i plac za Żelazną Bramą, był u siebie i przywitał najściślejszą ojczyznę swoją.
Wąskimi przejściami, pośród kramów, straganów i sklepików wszedł na Krochmalną. Żar
słoneczny zalewał ten rynsztok w kształcie ulicy. Z wąskiej szyi między Ciepłą i placem wydzielał
się fetor jak z cmentarza. Po dawnemu roiło się tam mrowisko żydowskie. Jak dawniej siedziała na
trotuarze stara, schorzała Żydówka sprzedająca gotowany bób, fasolę, groch i ziarna dyni. Tu
i ówdzie włóczyli się roznosiciele wody sodowej z naczyniami u boku i szklankami w rękach. Sam
widok takiej szklanki oblepionej zaschłym syropem, którą brudny nędzarz trzyma w ręce, mógł
wywołać torsje. Jedna z roznosicielek wody stała pod murem. Była prawie do naga obdarta. Twarz
miała zżółkłą i martwą. Czekała w słońcu, to ludzie tamtędy idący najbardziej mogli być
spragnieni. W ręce trzymała dwie butelki z czerwoną cieczą, prawdopodobnie z jakimś sokiem.
Siwe jej wargi coś szeptały. Może słowa zachęty do picia, może imię Jego, Adonai, który nie może
być przez śmiertelnych nazywany, może w nędzy i brudzie jak robak wylęgłe - przekleństwo
na słońce i na życie...
Z prawej i lewej strony stały otworem sklepiki, instytucje kończące się niedaleko od proga - jak
szuflady wyklejone papierem. Na drewnianych półkach leżało w takim magazynie za jakie trzy
ruble papierosów, a bliżej drzwi nęciły przechodnia gotowane jaja, wędzone śledzie, czekolada
w tabliczkach i w ponętnej formie cukierków, krajanki sera, biała marchew, czosnek, cebula,
ciastka, rzodkiew, groch w strączkach, kubły z koszernymi serdelkami i słoje z sokiem malinowym
do wody.
W każdym z takich sklepów czerniała na podłodze kupa błota, która nawet w upale zachowuje
właściwą jej przyjemną wilgotność Po tym gnoju pełzały dzieci okryte brudnymi łachmany i same
brudne nad wyraz. Każda taka jama była siedliskiem kilku osób, które pędziły tam żywot
na szwargotaniu i próżniactwie. W głębi siedział zazwyczaj jakiś ojciec rodziny; zielonkowaty
melancholik, który od świtu do nocy nie rusza się z miejsca i patrząc w ulicę trawi czas na marzeniu
o szwindlach.
O krok dalej rozwarte okna dawały widzieć wnętrza pracowni, gdzie pod niskimi sufitami skracają
swój żywot schyleni mężczyźni albo zgięte kobiety. Tu widać było warsztat szewski, ciemną
pieczarę, z której wywalał się smród namacalny, a zaraz obok fabrykę peruk, jakich używają
pobożne Żydówki. Było takich zakładów fryzjerskich kilkanaście z rzędu. Blade, żółte, obumarłe
dziewczyny, same nie czesane ani myte, pracowicie rozdzielały kłaki... Z dziedzińców, drzwi,
nawet ze starych dachów krytych blachą lub cegłą, gdzie szeregiem tkwiły okna facjatek, wychylały
się twarze chore, chude, długonose, zielone, moręgowate i patrzały oczy krwawe, cieknące albo
zobojętniałe na wszystko w niedoli, oczy, które w smutku wiecznym śnią o śmierci. (…)
3. Wysunąwszy się ż tego domu, doktor szedł ulicami w stronę przedmieścia ze zwieszoną głową,
machinalnie szukając oczyma fabryki cygar. (…)
Proszek tabaki wdzierał się tam do nosa, gardła, płuc przychodnia i podwajał szybkość oddechu.
Na pierwszym piętrze ukazała się duża sala, formalnie wypełniona przez tłum kobiet złożony
z jakich stu osób, pochylonych nad długimi a wąskimi stołami. Kobiety te, rozebrane w sposób jak
najbardziej niepretensjonalny, zwijały cygara prędkimi ruchami, które na pierwszy rzut oka czyniły
wrażenie jakichś kurczów bolesnych. Jedne z nich schylały głowy i trzęsły ramionami jak kucharki
wałkujące ciasto. Te zajęte były zwijaniem grubo siekanego tytoniu w liście, które poprzednio
zostały szybko a misternie przykrojone. Inne kładły zwinięte cygara w prasy drewniane. Duszące
powietrze, pełne smrodu ciał pracujących w upale, w miejscu niskim i ciasnym, przeładowane
pyłem starego tytoniu, zdawało się rozdzierać tkanki, żarło gardziel i oczy. Za pierwszą salą widać
było drugą, daleko obszerniejszą, gdzie w ten sam sposób pracowało co najmniej trzysta kobiet.
Przewodnik nie pozwolił Judymowi zatrzymywać się w tym miejscu i poprowadził go dalej przez
wąskie schody i sionki, obok maszyn suszących liście, obok młyna mielącego tabakę i sieczkarni
krającej różne rodzaje tytoniu - do izb, gdzie pakowano towar gotowy. Wrzała tam szalona praca
Przechodząc Judym zauważył dziewczynę, która paczki cygar oklejała banderolą. Szybkość ruchów
jej rąk wprawiła go w zdumienie. Zdawało mu się, że robotnica wyciąga ze stołu nieprzerwaną
tasiemkę białą i mota ją sobie na palce. Z rąk leciały do kosza pod stołem gotowe paczki tak
szybko, jakby je wyrzucała maszyna. Ażeby zrozumieć sens jej czynności, trzeba było wpatrywać
się usilnie i badać, gdzie jest początek oklejenia każdej torebki.
Za tą salą otwierała się izba przyćmiona, gdzie, według słów przewodnika, pracowała bratowa
Judyma Okna tej izby zastawione były siatkami z drutu, których gęste oka, przysypane rudym
prochem miejscowym, puszczały mało światła, ale natomiast powstrzymywały od emigracji
miazmaty wewnętrzne. Leżały tam w kątach sąsieki grubo krajanego tytoniu. W środku sali było
kilka warsztatów, na których towar pakowano. Z każdego stołu wybiegała zakrzywiona rurka,
a z niej strzelał poziomo z sykiem długi język płonącego gazu. Dokoła każdego stołu zajęte były
cztery osoby. Przy pierwszym Judym zobaczył swoją bratową. Miejsce jej było w rogu, tuż obok
płomyka gazowego. Z drugiej strony stał, a raczej kołysał się na nogach, wysoki człowiek o twarzy
i cerze trupa. Dalej, w drugim końcu, siedział stary Żyd w czapce zsuniętej na oczy tak nisko,
że widać było tylko jego długą brodę i zaklęsłe usta. W sąsiedztwie Judymowej po lewej, stronie
stała dziewczyna, która nieustannie brała z kupy garść grubego tytoniu, rzucała ją w szalę,
a odważywszy áwierć funta, podawała człowiekowi kołyszącemu się na nogach. Doktor wstrzymał
się przy drzwiach i stał tam długo, usiłując znowu zrozumieć manipulację tej czwórki. Był to widok
ludzi miotających się jak gdyby w drgawkach, w konwulsyjnych rzutach, a jednak pełen
nieprzerwanej symetrii, metody i rytmu. Po stolnicy, przy której te osoby były zatrudnione, między
Judymową a jej sąsiadem przebiegały ciągle dwa blaszane naczynia, z jednej strony rozszerzone
w kształcie czworokątnych kielichów, z drugiej równoległościenne Formy te były wewnątrz puste.
Judymowa w każdej chwili chwytała jedną z nich w lewą rękę, zwracała szerokim otworem
ku dołowi i opierała na kolanie. Prawą ręką ujmowała ze stosu kartkę z wydrukowaną etykietą
fabryki, otaczała tą ćwiartką koniec blaszanej formy, zawijała rogi papieru i kleiła je lakiem, który
błyskawicznym ruchem topiła w płomyku gazowym. Ledwie zawinięty róg przytknęła palcem, całą
formę brał z jej rąk sąsiad, mężczyzna, podczas gdy ona odbierała stojącą przed nim, dla wykonania
tej samej pracy. Mężczyzna zwracał blachę otworem do góry Koniec jej wyższy, oblepiony
etykietą, zanurzał w stosowne wyżłobienie stolnicy. Przyjmował z rąk dziewczyny ważącej tytoń
szalkę. Wsypywał ćwierć funta w otwór naczynia i tłokiem odpowiadającym kształtowi blaszanki
ubijał zawartość. Dokonawszy tego przez dwa rytmiczne schylenia ciała, wyjmował formę z pełnej
już tytoniu papierowej torebki i sięgał po nową, którą w tym czasie Judymowa oblepiła. Trzeci pracownik paczkę zostawioną wydobywał z otworu i zaklejał z drugiej strony, maczając lak
w ogniu, na wzór towarzyszki z przeciwnego końca warsztatu. (…)
W głębi izby stał stół zupełnie podobny do pierwszego z brzegu, a obok płomyka, robiła kobieta
w czerwonej chustce na głowie. Szmata zupełnie okrywała jej włosy. Widać było spod niej duże,
wypukłe czoło. Żyły skroni i szyi były nabrzmiałe. Zamknięte oczy po każdym małpim ruchu
głowy otwierały się, gdy trzeba było przylepić lakiem rożek papieru. Wtedy te oczy spoglądając
na płomyk gazowy błyskały jednostajnie. Twarz kobiety była wyciągnięta a ziemista jak wszystkie
w tej fabryce. Na spalonych, brzydkich, żydowskich wargach co pewien czas łkał milczący
uśmiech, w którym zapewne skupiło się i w który z musu zwyrodniało westchnienie zaklęsłej,
wiecznie łaknącej powietrza, suchotniczej piersi. Błysk pracowitych oczu i ten uśmiech wraz z całą
czynnością przypominały szalony ruch koła maszyny, na którego obwodzie coś w pewnym miejscu
migota jak płomyczek świecący.
Polecenia do fragmentów powieści
1. Wypisz z tekstu określenia charakteryzujące stan zdrowia i wygląd dzieci nędzarzy. (fragment 1.)
2. Wypisz z tekstu określenia charakteryzujące miejsce zabaw dzieci nędzarzy. (fragment 1.)
3. Wypisz z tekstu porównania określające dzieci nędzarzy.
4. Dokonaj charakterystyki dzieci nędzarzy. Wyciągnij wnioski z wynotowanych z tekstu określeń.
5. Dokonaj charakterystyki roznosicieli wody sodowej. Zwróć uwagę na warunki higieny. (fragment 2.)
6. Z 2. Fragmentu wypisz naturalistyczne określenia charakteryzujące sklepy i warsztaty znajdujące się w dzielnicy nędzarzy.
7. Z 2. Fragmentu wypisz określenia charakteryzujące ludzi pracujących w sklepach i w warsztatach.
8. Wypisz w nie więcej jak 10 punktach warunki pracy nędzarzy w fabryce tytoniu. Zwróć uwagę na sposób wykonywania pracy, charakterystykę pomieszczeń fabrycznych, warunki higieny i wygląd robotników. (fragment 3.)
Zadanie jest zamknięte. Autor zadania wybrał już najlepsze rozwiązanie lub straciło ono ważność.
Rozwiązania
Podobne zadania
PREZETACJA MATURALNA! bardzo prosze o pomoc Przedmiot: Język polski / Liceum | 1 rozwiązanie | autor: ala91knw 6.4.2010 (20:22) |
Potrzebna pomoc... PILNIE!! Przedmiot: Język polski / Liceum | 1 rozwiązanie | autor: ronis2468 12.4.2010 (20:40) |
PILNE NA JUTRO !POLSKI.jak rozumieszsformułowanie że anioł jest Przedmiot: Język polski / Liceum | 1 rozwiązanie | autor: majka82101 16.4.2010 (20:13) |
polski Przedmiot: Język polski / Liceum | 1 rozwiązanie | autor: ariel23 18.4.2010 (18:31) |
Prosze o pomoc analiza i interpretacja wiersza Slonimskiego czarna wiosna na Przedmiot: Język polski / Liceum | 1 rozwiązanie | autor: Maniuniu 19.4.2010 (19:29) |
Podobne materiały
Przydatność 80% Pierwsza pomoc - pomoc przedmedyczna
Pierwsza Pomoc Przedmedyczna Pierwsza pomoc przedmedyczna to czynności ratownika (osoby udzielającej pierwszą pomoc) prowadzące do zabezpieczenia i utrzymania przy życiu osoby poszkodowanej, do czasu przyjazdu wykwalifikowanych służb. Etapy pierwszej pomocy 1. ocena sytuacji 2. zabezpieczenie miejsca zdarzenia 3. ocena stanu poszkodowanego 4. wezwanie pomocy - 999 ? Pogotowie...
Przydatność 60% Renesans bardzo ogolnie.
Renesans, inaczej odrodzenie – jest to epoka w dziejach kultury europejskiej, trwająca od XV do XVI wieku (we Włoszech już od XIV wieku. Termin „odrodzenie został użyty po raz pierwszy przez Vasariego w celu scharakteryzowania tendencji w malarstwie włoskim. Literatura – Głównym prądem renesansu był humanizm. Wśród dziedzin sztuki uprzywilejowane miejsce wyznaczono sztuce....
Przydatność 50% Pierwsza pomoc
UDZIEANIE PIERWSZEJ POMOCY POSZKODOWANYM RANY Rany należą do najczęszczych uszkodzeń urazowych i w większości powstają w następstwie nieszczęśliwych wypadków. Niektóre zranienia wymagają natychmiastowego opatrzenia z uwagi na stan zagrożenia życia. Inne natomiast nie zagrażają życiu, wymagają jedynie doraźnej pomocy, co wcale nie znaczy, że można je lekceważyć....
Przydatność 55% Pierwsza pomoc
PIERWSZA POMOC TELEFONY ALARMOWE numer pogotowia ratunkowego: 999numer telefonu alarmowego telefonii komórkowej: 112 Wzywając pogotowie ratunkowe należy podać krótkie i konkretne informacje o stanie chorego. Powinny zawierać informacje takie jak:- krótki opis zdarzenia,- jaki czas minął od zdarzenia,- aktualny stan chorego: a) czy oddycha, b) czy ma tętno na tętnicy szyjnej,...
Przydatność 55% Pierwsza pomoc
„Pierwsza pomoc w stanach zagrożenia życia” Zespół czynności podejmowanych dla zapewnienia w pierwszej kolejności podstawowych funkcji życiowych ustroju przed natychmiastową , bezprzyrządową diagnostykę stanu ogólnego wg prostego schematu : 1. przytomny - nieprzytomny 2. oddycha – nie oddycha 3. krążenie obecne –...
0 odpowiada - 0 ogląda - 0 rozwiązań
Zgłoś nadużycie