Treść zadania

Gwiazdeczka008

Zbrodnia i Kara! Pomoże mi ktoś odpowiedzieć na pytania związane z tekstem?? Dam naj :)

ZBRODNIA I KARA
Sen
W stanach chorobliwych sny częstokroć odznaczają się niezwykłą plastyką, wyrazistością
i nadzwyczajnym podobieństwem do rzeczywistości. Niekiedy powstaje obraz potworny, lecz otoczenie
i cały przebieg inscenizacji bywają przy tym tak łudząco prawdopodobne, pełne szczegółów tak subtelnych,
nieoczekiwanych, artystycznie zaś tak odpowiadających całokształtowi obrazu, że nigdy by ich nie wymyślił
tenże śniący, chociażby takim był artystą jak Puszkin czy Turgieniew. Sny tego rodzaju, chorobliwe sny,
zawsze są długo pamiętne i wywierają silne wrażenie na rozstrojonym i już podnieconym organizmie
człowieka.
Straszny sen przyśnił się Raskolnikowowi. Przyśniło mu się dzieciństwo w rodzinnym jeszcze
miasteczku. Ma ze siedem lat i w dzień świąteczny, przed wieczorem, przechadza się z ojcem za miastem.
Zaczyna się szarówka, dzień jest duszny, okolica zupełnie taka jak ta, co przetrwała w jego pamięci; ale nie:
w pamięci zatarła mu się daleko bardziej niż to, co teraz miał przed sobą we śnie. Miasteczko stoi na
wydmuchu, niby na dłoni, dookoła ani krzaczka; gdzieś bardzo daleko, aż na skraju widnokręgu, czernieje
lasek. O kilka kroków za ostatnim miejskim warzywnikiem stoi szynk, duży szynk, który zawsze robił na nim jak najprzykrzejsze wrażenie i nawet budził w nim strach, kiedy go mijał w towarzystwie ojca. Panował
tam zawsze zgiełk, ścisk, ktoś wrzeszczał, śmiał się, sadził diabłami, ludzie śpiewali szkaradnie i ochryple,
ba, często wodzili się za łby. Wokół szynku szwendały się zawsze pijackie i straszne gęby... Przy spotkaniu z
nimi mocno się tulił do ojca i drżał cały. Około szynku - opłotki, droga zawsze pełna kurzu, a kurz na niej
zawsze taki czarny. Biegnie ta dróżka przeklęta, a o jakie trzysta kroków stąd skręca w prawo, okalając
miejski cmentarz. Pośrodku cmentarza - murowana cerkiew z zieloną banią; do tej cerkwi chodził dwa razy
do roku z ojcem i matką na nabożeństwo, kiedy odprawiano modły żałobne za babkę, która zmarła już
dawno i której nigdy nie widział. W takich razach brali zawsze ze sobą kucję na białym półmisku,
w serwecie; kucja była słodka, z ryżu, z rodzynkami powtykanymi do ryżu tak, że tworzyły krzyż. Lubił tę
cerkiew i stare w niej obrazy, przeważnie bez ram, i starego popa z trzęsącą się głową. Obok babuninego
grobu, na którym widniała płyta, był malutki grób jego młodszego brata, który umarł jako sześciomiesięczne
dziecko i którego również wcale nie znał ani mógł pamiętać; powiedziano mu jednak, że miał kiedyś
maleńkiego brata, więc, za każdym razem, gdy odwiedzał cmentarz, pobożnie i z uszanowaniem żegnał się nad mogiłką, bił pokłony i całował ziemię... Otóż śni mu się: Idą z ojcem drogą wiodącą na cmentarz, mijają szynk. Trzyma ojca za rękę i ze strachem ogląda się na szynk. Szczególniejsza okoliczność przyciąga jego
uwagę: tym razem odbywa się tu jakaś zabawa - ciżba wyfiokowanych mieszczek, wiejskich bab, ich mężów
i wszelkiej hołoty. Wszyscy pijani, wszyscy śpiewają, a pod gankiem szynku stoi wóz, lecz wóz to osobliwy:
taki duży wóz, zaprzężony w wielkie konie pociągowe i służący do przewożenia towarów oraz beczek
okowity. Zawsze lubił patrzeć na te ogromne konie, z długą grzywą, z nogami jak słupy - konie idące
spokojnie, miarowym krokiem i ciągnące za sobą istną górę bez żadnego wysiłku, owszem, tak jakby
z wozami było im lżej niż bez wozów. Ale teraz, rzecz dziwna, do takiego dużego wozu zaprzężono
szkapinę małą, chłopską bułankę, chudą, jedną z tych, które (widywał to często - gęsto) robią bokami wlokąc
wysoki wóz drew czy siana, zwłaszcza gdy furmanka ugrzęźnie w błocie lub utknie w koleinie, przy czym
woźnica zawsze je bije tak dotkliwie, czasem nawet po łbie i po oczach, a jemu tak żal, tak żal na ten widok,
że gotów się rozpłakać, a mamusia zawsze odciąga go od okna. Wtem powstaje harmider. Z szynku
wychodzą – z krzykiem, z pieśniami, z bałabajkami - pijani, ogromni chłopi w czerwonych i niebieskich
koszulach, w jermakach zarzuconych na ramiona. - Wsiadajcie, wsiadajcie wszyscy! - krzyczy jeden z nich,
młody jeszcze, z takim grubym karkiem i z twarzą mięsistą, czerwoną jak marchew.
- Wszystkich powiozę, wsiadajcie! - Rozlega się śmiech i okrzyki:
- Taka chabeta, gdzież ona powiezie!
- Mikołka! Czy ty masz dobrze w głowie: taką szkapinę założyłeś do takiego wozu!
- Nie inaczej, tylko ta bułanka ma dobre dwadzieścia lat, chłopcy!
- Wsiadajcie, wszystkich powiozę! - woła znów Mikołka, pierwszy wskakuje na wóz, ujmuje lejce
i staje wyprostowany na przodku. - Gniadego wziął wczoraj Matwiej! - krzyczy z wozu. - A ta kobyłka,
braciszkowie, tylko krew mi psuje; z ochotą zamordowałbym cholerę, darmo żre obrok. Wsiadajcie, mówię!
Puszczę ją w cwał! cwałować będzie!
I bierze w ręce bicz, z rozkoszą gotując się do okładania bułanki.
- No to wsiadajmy, czemu nie! - śmieje się ciżba. - Słyszycie: będzie cwałowała!
- Pewnikiem nie cwałowała już z dziesięć lat.
- Teraz pocwałuje!
- Nie żałujcie, chłopcy, niech każdy bierze batog, przygotujcie się!
- Racja! Rżnijcie ją!
Wszyscy się gramolą na wóz Mikołki ze śmiechem i konceptami. Wlazło ze sześciu; jeszcze jest miejsce.
Biorą ze sobą jedną babę, pulchną i rumianą. Ma na sobie czerwony kaftanik, kiczkę z paciorkami, na
nogach miękkie ciżmy; gryzie orzeszki i z cicha chichocze. Tłum zrywa boki ze śmiechu, bo : jakże się nie
śmiać: taka kobyłka od siedmiu boleści ma cwałem ciągnąć taki ciężar! Dwa parobczaki na wozie od razu
ujmują baty, by pomagać Mikołce. Rozlega się: „Wio!", szkapina szarpie z całej siły, ale nie tylko w cwał,
lecz nawet stępa ledwie-ledwie rusza, przebiera nogami, postękuje i przysiada pod ciosami trzech batów,
sypiących się na nią jak groch. Śmiech na wozie i w tłumie potęguje się, lecz Mikołka jest zły i ze
wściekłości smaga, coraz gęściej smaga kobyłkę, jakby istotnie sądził, że będzie mogła pójść w cwał.
- Bracia, zabierzcie i mnie! - rozochocił się któryś parobek spośród tłumu.
- Wsiadajcie! Wszyscy wsiadajcie! - krzyczy Mikołka. - Ona wszystkich powiezie. Zamorduję! –
i grzmoci, grzmoci, już sam nie wie, czym bić - tak się zapamiętał.
- Tatusiu, tatusiu! - woła mały Rodion do ojca - tatusiu, co oni robią! Tatusiu, biją biednego konika!
- Chodźmy, chodźmy! - mówi ojciec. - Pijani, durnie, awanturują się; chodźmy, nie patrz. – I chce go
odciągnąć, lecz on mu się wyrywa i jak nieprzytomny biegnie do konia. Ale z nieszczęsnym konikiem już
się marnie dzieje. Dyszy ciężko, przystaje, znów szarpie, omal nie pada.
- Smagaj na śmierć! - wrzeszczy Mikołka. - Było nie było. Zakatrupię!
- Cóż to, diable wcielony, nie chrzczono ciebie czy jak? - woła staruszek z tłumu.
- Słyszane rzeczy, żeby taki koniczek wlókł taki ciężar! - dorzuca drugi.
- Zamęczysz go! - krzyczy trzeci.
- Cicho bądźcie! To moja klacz. Co zechcę, to zrobię. Wsiadajcie! Wszyscy wsiadajcie! Chcę, żeby
poszła w cwał!...
Nagle śmiech wybucha jak salwa i pokrywa wszystko: kobyłka nie wytrzymała coraz gęstszych razów
i z rozpaczy zaczęła wierzgać. Nawet staruszek nie utrzymał powagi, uśmiechnął się. No, bo proszę: takie
byle co, a wierzga!
Jeszcze dwóch parobków z tłumu chwyta bicze i podbiega do konika, by go okładać z boków. Każdy
nadbiega ze swej strony.
- Po łbie ją, po ślepiach, po ślepiach! - wrzeszczy Mikołka.
- Zaśpiewajmy, bracia! - proponuje ktoś w wasągu, a wszyscy podchwytują. Rozlega się hulaszcza
pieśń, dzwonią dzwoneczki, śpiewający przygwizdują. Babinka gryzie orzeszki i z cicha chichocze.
...Malec biegnie obok szkapiny, zabiega od przodu, widzi, jak ją smagają po oczach, po samych oczach!
Płacze. Serce podstępuje mu do gardła, płyną łzy. Jeden z bijących zadrasnął go po twarzy; on tego nie
czuje; łamie ręce, krzyczy. Rzuca się do staruszka z siwą brodą, który kiwa głową, potępiając tę całą hecę.
Jedna z kobiet bierze go za rękę i chce odciągnąć, ale on się wyrywa i znów biegnie do szkapy. Ta już goni
resztkami sił, lecz jeszcze raz próbuje wierzgnąć.
- A niech cię wszyscy diabli! - ryczy rozjuszony Mikołka. Odrzuca bat, pochyla się i wyciąga z dna
wozu długą, grubą-hołoblę, oburącz bierze ją za jeden koniec i z wysiłkiem podnosi nad bułanką.
- Ukatrupi! - wołają wszyscy.
- Zabije!
- Moja klacz! - krzyczy Mikołka i z rozmachem spuszcza hołoblę. Rozlega się ciężki cios.
- Grzmoćcie ją, grzmoćcie! co się gapicie? - padają głosy z tłumu.
A Mikołka zamierza się po raz drugi i oto drugi cios z całego rozmachu pada na grzbiet nieszczęśliwej
szkapy. Ona przysiada całym zadem, ale się podrywa i szarpie, szarpie ze wszystkich sił, targa w różne
strony, żeby wóz wyciągnąć; zewsząd jednak chłoszcze ją sześć biczy, a hołobla znowu się podnosi i spada
po raz trzeci, potem po raz czwarty, miarowo, z rozmachu. Mikołka szaleje ze wściekłości, że nie może jej
zabić od pierwszego ciosu.
- Uparta bestia! - krzyczą dookoła.
- Zaruteńko padnie na pewno, bracia! Przyszła na nią kreska! - krzycz} ktoś z tłumu.
- Siekierą jąt co tam! Skończyć z nią od razu! - poddaje trzeci.
- Et, co się będę ceckał! Rozstąpić się! - wrzeszczy Mikołka jak wariat, odrzuca hołoblę, znowu się
schyla i z dna wasągu wydobywa żelazny drąg...
- Uwaga! - krzyczy i co sił ogłusza z rozmachu biednego konika. Cios łomotnął: klaczka się zachwiała,
przysiadła, chciała znów szarpnąć, ale łom powtórnie pada z rozmachem, na jej grzbiet; szkapina wali się na
ziemię, jakby jej kto podciął wszystkie cztery nogi naraz.
- Dobijać ją! - ryczy Mikołka i jak opętany zeskakuje z wozu. Kilku parobków, również czerwonych
i pijanych, chwyta, co wpadnie pod rękę
- bicze, kije, hołoblę, i biegnie ku zdychającej kobyłce. Mikołka staje z boki i na oślep zaczyna bić ją po
grzbiecie. Szkapa wyciąga łeb, ciężko wzdycha i umiera.
- Zadręczył! - wołają z ciżby.
- A czemu nie chciała pójść w cwał!
- Moja klacz! - krzyczy Mikołka z łomem w ręku, z krwią nabiegłynr oczami. Stoi, jakby żałując, że już
nie ma kogo katować.
- Widać naprawdę nie masz Boga w sercu! - padają z tłumu coraz liczniejsze głosy.
Lecz biedny chłopczyk już jest jak nieprzytomny. Z krzykiem przedziera się przez ciżbę do bułanki,
zarzuca ramiona na jej martwy, skrwawiony łeb i całuje, całuje w oczy, w pysk... Później nagle zrywa się
i w zapamiętaniu rzuca się z piąstkami na Mikołkę. W tej chwili ojciec, który od dawna biegł za nim, porywa
go wreszcie i wynosi z tłumu.
- Chodźmy! chodźmy! - powiada - chodźmy do domu!
- Tatusiu! Za cóż oni... biednego konika... zabili? - chlipie mały, lecz traci oddech i słowa wyrywają mu
się ze zdławionej piersi jako krzyk.
- To pijacy... awanturnicy... nie nasza rzecz, chodźmy sobie! - mówi ojciec. Chłopiec okala jego szyję
ramionami, ale na piersi mu ciężko, ciężko. Chce zaczerpnąć tchu, coś wykrzyknąć – i budzi się.
Raskolnikow obudził się cały w potach, z mokrymi włosami, zziajany. Uniósł się przerażony.
- Bogu dzięki, że to tylko sen! - rzekł siadając pod drzewem i głęboko zaczerpując powietrza. - Ale co
to jest? Może początek gorączki? Taki ohydny sen!
Ciało miał jak pobite, w duszy zamęt i mrok. Oparł łokcie na kolanach i obydwiema rękoma ujął głowę.
- Boże! - zawołał - czyż ja naprawdę, rzeczywiście wezmę siekierę, zacznę walić po głowie, zmiażdżę
jej czaszkę... będę się ślizgał w lepkiej, ciepłej krwi, wyłamywał zamek, kradł, dygotał? Czyż będę się
ukrywał, cały zalany krwią... z siekierą?... Jezus Maria, czyżby? (...).

Pytania:
1. Wyjaśnij, jak mogą wpływać sny na człowieka znajdującego się w chorobliwym stanie psychicznym.
2. Streść sen Raskolnikowa.
3. Opisz pierwszą reakcję Raskolnikowa na sen tuż po przebudzeniu się
4. Wskaż we fragmencie dwie cechy techniki naturalistycznego opisu.
5. Wypisz z analizowanego fragmentu wszystkie synonimy słowa koń.
6. Wyszukaj w analizowanym fragmencie wszystkie wyrazy słowotwórczo pochodne od słowa koń, a następnie oddziel w nich formant od podstawy słowotwórczej.

Zadanie jest zamknięte. Autor zadania wybrał już najlepsze rozwiązanie lub straciło ono ważność.

Najlepsze rozwiązanie

  • avatar

    1 0

    1. Sny w chorobliwym stanie psychicznym są bardzo rzeczywiste, pełne szczegółów, są jak rzeczywistość i przeżycia w czasie nich doznawane zbliżone są do rzeczywistych, wywierają bardzo silne wrażenie na śniącym.
    2.Raskolnikowi śniło się dzieciństwo. szedł z ojcem na cmentarz , przechodzili obok karczmy. gdzie było gwarno i wesoło, ale mały Rodion bał się pijaków. Nagle zaczęli obserwować zamieszanie, jakie się przy karczmie zrobiło. Pijany woźnica do wielkiego wozu zaprzągł starą, chudą szkapę, wołał , by wszyscy wsiadali, że szkapina będzie cwałować. Sześć batów smagało boki kobyły, a ona szarpała się, lecz ciężaru ruszyć z miejsca nie dała rady.Rozlegał się pijacki śmiech, gruba baba na wozie chichotała. Woźnica wściekły, że kobyła nie cwałuje zaczął ją okładać drągiem, do niego przyłączyli inni. Kobyła wreszcie padła.Dziecko zapłakane rzuciło się do niej, ale ojciec odciągnął Rodiona.
    3. Po przebudzeniu Raskolnikow odetchnął z ulgą , że to tylko sen, ale jednocześnie pojawia się w nim głębokie przerażenie na myśl tego, co on ma uczynić w przyszłości
    4.Precyzyjny, szczegółowy, drobiazgowy opis zjawiska
    Wiele wyrazów bliskoznacznych
    Ukazanie natury człowieka, w skrajnych okolicznościach zezwierzęconej
    5. koń, szkapina, kobyłka, chabeta, bułanka konik, koniczek
    6. kon' - ik
    kon' - iczek

Rozwiązania

Podobne zadania

dzakasia Świętoszek PILNE Przedmiot: Język polski / Liceum 2 rozwiązania autor: dzakasia 7.4.2010 (22:20)
majka82101 PILNE NA JUTRO !POLSKI.jak rozumieszsformułowanie że anioł jest Przedmiot: Język polski / Liceum 1 rozwiązanie autor: majka82101 16.4.2010 (20:13)
mmmartaaa1625 Hasła pozytywizmu w Lalce... PILNE!!! Przedmiot: Język polski / Liceum 1 rozwiązanie autor: mmmartaaa1625 21.4.2010 (22:08)
nacia0491 Pilne! Wymień 4 zasługi Andrzeja Kmicica Przedmiot: Język polski / Liceum 1 rozwiązanie autor: nacia0491 22.4.2010 (16:05)
weronisiaxd To jest pilne!! Przedmiot: Język polski / Liceum 1 rozwiązanie autor: weronisiaxd 24.4.2010 (14:01)

Podobne materiały

Przydatność 65% Zbrodnia i kara

Sonia - osiemnastoletnia dziewczyna, która chcąc utrzymać chorą na suchoty matkę i rodzeństwo – została prostytutką. Osoba poniżana i odrzucana przez społeczeństwo, a jednocześnie bezgranicznie wierząca w Boga. Raskolnikow zmęczony dźwiganiem swojej mrocznej tajemnicy postanawia się jej zwierzyć. Sonia okazuje odrobinę zrozumienia i obiecuje, że nigdy go nie opuści, ale...

Przydatność 60% Zbrodnia i kara

Raskolnikow to główny bohater „Zbrodni i kary”, zaś Swidrygajłow to bohater trzecioplanowy tej samej powieści realistycznej autorstwa Fiodora Dostojewskiego. Jak wskazuje tytuł jest to utwór o motywach zbrodni i karze, jaką się płaci za swoje czyny. Żaden występek nie zostanie pominięty, każdy zbrodniarz wcześniej czy później poniesie konsekwencje swoich...

Przydatność 70% "Zbrodnia i Kara"

Idea rewolucji społecznej: historię zbrodni należy traktować jako alegorię rewolucji społecznej - jest to idea czynienia sprawiedliwości za pomocą przemocy. Bohater popełnia zbrodnię, której konsekwencją jest konieczność popełnienia kolejnej. Przemoc rodzi przemoc. Nigdy nie zabija się dla innych, zabija się zawsze dla samego siebie. U źródeł rewolucji tkwi zawsze egoizm....

Przydatność 75% Zbrodnia i kara szczegółowy -plan wydarzeń.

1. Ukazanie młodego człowieka idącego do lichwiarki a) wyjście bohatera z sublokatorskiej izdebki b) zastawienie zegarka po ojcu, u Alony c) wstąpienie do szynku d) rozmowa z Marmieładowem e) odprowadzenie alkoholika do domu f) poznanie Katarzyny Iwanownej przez bohatera 2.List do Matki a) pobudka bohatera b) ukazanie Nastazji, kucharki bohatera c) czytanie listu przez...

Przydatność 85% "Zbrodnia i Kara" - zmagania sumienia.

„Zbrodnia i kara” jest jedną z najwybitniejszych lektur epoki pozytywizmu. Na miano arcydzielnej zasługuje miedzy innymi dzięki temu, że jest powieścią polifoniczną – myśli i poglądy bohaterów nie są przez Dostojewskiego w żaden sposób krytykowane czy negowane. Wszystkie argumenty postaci przedstawiane są obiektywnie i logicznie. Dopiero z epilogu wnioskujemy, które...

0 odpowiada - 0 ogląda - 1 rozwiązań

Dodaj zadanie

Zobacz więcej opcji